Święci na poważnie traktują nasze prośby i deklaracje. Nie inaczej jest w moim przypadku. Święty Józef, którego w pewnym momencie mojego życia „odkryłem”, okazał się patronem wszechmocnym w wielu sprawach, a zarazem bardzo cierpliwym w stosunku do mnie. Co mnie w św. Józefie urzekło? Na pewno postawa wobec Pana Boga, wobec kobiety, wobec dziecka, czyli to wszystko, co składa się na bycie prawdziwym mężczyzną – oddanym w sprawach Bożych, a zarazem mocno stąpającym po ziemi.Józef nie jest bierny, co w dzisiejszych czasach jest jednym z głównych „grzechów” mężczyzn, ale działa – słucha, czego Bóg od niego oczekuje i to wypełnia. Nie czeka na dobre okoliczności, tylko robi.
Obierając go sobie niejako za patrona mojego narzeczeństwa (zaręczyny miały miejsce 19 marca w Uroczystość św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny), a potem małżeństwa, nie zdawałem sobie sprawy, że jego obecność tak bardzo odciśnie się na moim życiu. Poprzez kolejne lata naszego małżeństwa, poprzez radości życia codziennego, jak chociażby dar pierwszego dziecka (Zofii Teresy Józefy Maksymiliany) i kolejnych dzieci (Gabrysi Marii Faustyny, Pawła Józefa Jana i Marii Małgorzaty), czy też smutek i żal z powodu utraty dziecka (Józefa), święty Józef był obecny: niejako cień ojca – bliski, ale nieco z tyłu, jakby poddający próbie moje oddanie i ufność do Niego. I taki czas próby nadszedł…
1 maja 2013 roku udałem się z rodziną do Kalisza do Sanktuarium Świętego Józefa. Z jednej strony, by uczcić dzień Jego wspomnienia, z drugiej jechałem prosząc Go o wstawiennictwo przed Bogiem, by uprosił dla nas syna. Nie chcąc być gołosłownym człowiekiem, który ciągle prosi świętego Józefa o różne rzeczy, a nie daje z siebie nic w zamian, obiecałem, że w podziękowaniu za dar syna udam się, w ciągu roku od jego urodzenia, z pieszą pielgrzymką z miasta, gdzie mieszkałem (Milanówek), do Kalisza – jako wotum i wdzięczność za tak wielką moc wstawiennictwa tego świętego. Pan Bóg przyjął to przyrzeczenie i kilka miesięcy później pobłogosławił nam kolejnym dzieckiem. W listopadzie 2013 roku, podczas badania USG, lekarz stwierdził, że pod sercem mojej żony bije serce naszego syna! Święty Józef dotrzymał słowa! Zrozumiałem, że i ja będę musiał dotrzymać danego Mu słowa.
Początkowo pielgrzymka miała mieć charakter prywatny, ale św. Józef miał inne plany, których wówczas nie umiałem odczytać. Im bardziej chciałem wszystko robić sam, tym bardziej organizacja tego przedsięwzięcia mi nie wychodziła. Ani termin, który wielokrotnie przesuwałem, ani pomysł jak to „ugryźć” nie dawały nadziei, że się uda. Dopiero uznanie faktu, że pewne rzeczy należy robić razem a nie samemu, pozwoliło na realne podjęcie dzieła pielgrzymowania. Dzięki wsparciu i zaangażowaniu ks. Łukasza pomysł pielgrzymki nie upadł, tylko uległ pewnej modyfikacji – ku chwale Bożej. Po pierwsze: trasa pielgrzymki prowadzi od Maryi do Józefa, czyli z Częstochowy do Kalisza, a po drugie: nie jest to dzieło prywatne, ale wspólne – dla tych, którzy tego potrzebują i tego pragną, to znaczy dla mężczyzn, ojców, mężów, którzy w trudzie życia codziennego nie chcą się skupiać tylko na sobie, ale potrafią dostrzec drugiego człowieka, być z nim i go wspierać.
Bogu dzięki, świętemu Józefowi chwała, że możemy o tym pisać w czasie przeszłym, że się udało. Dziękuję ks. Łukaszowi i Braciom, którzy podjęli trud pielgrzymowania, wspólnego bycia, każdego wysiłku i ofiary, jakie włożyli w ten czas. Dziękuję mojej żonie Sylwii za wsparcie i wiarę, że wszystko się uda. Dziękuję tym, którzy nas przyjęli pod dach, za otwartość i zaufanie. Dziękuję również tym, którzy nas wspierali, czy to modlitewnie, czy też dobrym słowem i wiadomością. Bóg zapłać!
Pierwsza pielgrzymka odbyła się. Ufam, że będą kolejne, jeśli tylko Pan Bóg pozwoli i święty Józef wesprze. Szczęść Boże i do zobaczenia w przyszłym roku!
Paweł Michał Zalewski
Pomysłodawca Pielgrzymki
Cezary:
Pierwszy raz w życiu podjąłem trud pieszej pielgrzymki. I zobaczyłem, że całe życie jest taką pielgrzymką… Wspaniale było iść do Józefa, starałem się jak najwięcej wyprosić u Niego. Wiem, że bez braci nie podjąłbym się takiego trudu. Ogromnym pokrzepieniem było pasterskie słowo i obecność Ks. Abpa Andrzeja Dzięgi. I fakt, że szliśmy cały czas z Maryją i dla Niej… Starać się być Jej własnością, żeby Bogu się podobać. Bogu niech będą dzięki za ten piękny i duchowo owocny czas wspólnego pielgrzymowania.
Marcin: