Wyjście Pielgrzymki

26 sierpnia, w Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej, o poranku rozpoczęło
się nasze pielgrzymowanie. W duchowym sercu Ojczyzny, przed Jasnogórskim Tronem, oddaliśmy cześć Królowej Narodu, powierzyliśmy Jej nasze intencje i prosiliśmy o wstawiennictwo na pątniczym szlaku. „Idźcie do Józefa ze szczerą pewnością i spokojem, że wasze prośby będą wysłuchane” – słowa św. Teresy z Nowenny do św. Józefa dodawały nam otuchy.

Spotkanie z Ks. Abpem Andrzejem Dzięgą

U stóp Jasnej Góry spotkaliśmy ks. abpa Andrzeja Dzięgę. – Dużo mówi się o potrzebie „łącznego” traktowania małżeństw: aby nie dzielić na stanowe grupy i spotkania, lecz formować się „razem”. Przez to mężczyźni zostali zbytnio wtopieni do niewiast. Wyczuwacie tę strunę i wydobywacie – zauważał. Ksiądz Arcybiskup pobłogosławił i posłał nas oraz życzył, aby ta pielgrzymka stała się pierwszą i przetarła duchowe szlaki dla formacji mężczyzn.

Dzień 1: Jasna Góra – Opatów (29 km)

Pierwszego dnia ciało jest jeszcze wypoczęte, a duch niezwykle gorliwy. Ze śpiewem tradycyjnych pieśni Maryjnych, i z modlitwą różańcową na ustach ruszyliśmy spod Jasnej Góry i przeszliśmy przez Częstochowę. Nad malowniczym zalewem Zakrzew odwiedził nas ks. abp Andrzej Dzięga
i umocnił w dalszym pielgrzymowaniu. Wieczorem dotarliśmy do pierwszego naszego postoju, do Opatowa – tam spaliśmy w salce parafialnej z iście pielgrzymkowym prysznicem – gumowym wężem z zimną wodą.

Dzień 2: Opatów – Dzietrzniki (29 km)

Podczas pielgrzymki rozmyślaliśmy o cnocie męstwa. Przybliżał nam ją przede wszystkim
św. Józef Sebastian Pelczar. Rady, których udzielił święty biskup w „Życiu duchowym” zdumiewały nas swoją konkretnością i aktualnością. Tak rzadko słyszane dziś wezwania do trudzenia się, podejmowania wyrzeczeń i znoszenia cierpień, niosły nas w naszej pielgrzymce do stawania się coraz mężniejszymi.

Ten etap – jak każdy – zaczęliśmy od odśpiewania Godzinek ku czci Niepokalanego Poczęcia NMP. Towarzyszyły nam malownicze krajobrazy, gdyż omijaliśmy drogi i często szliśmy przez pola i lasy. Lejący się z nieba żar i pierwsze zmęczenie dało się we znaki – tego dnia zgubiliśmy drogę, na szczęście pierwszy i ostatni raz.

Dzień 3: Dzietrzniki – Lututów (44 km)

Podczas pielgrzymki nikogo nie ominęła ani jedna posługa: każdy sprzątał, każdy szykował posiłki, każdy zmywał i pakował. Wszystko w duchu miłości do braci i gotowości do służby.

Sprawdziły się słowa, że dzień trzeci jest „dniem kryzysowym”. Szliśmy przede wszystkim głównymi drogami, a także przez ruchliwe centrum Wielunia, co nie było łatwe i przyjemne. Był to najdłuższy odcinek pielgrzymki, a części z nas mocno bolały nogi i dokuczały odciski.
Jednak wiele życzliwości doznaliśmy tego dnia od kapłanów: rano swój czas na opowiedzenie o historii parafii w Dzietrznikach poświęcił ks. Tomasz Schabowicz, a wieczorem doszliśmy do Lututowa, gdzie iście po królewsku podjął nas gościnny ks. Waldemar Gruszka.

Dzień 4: Lututów – Godziesze Wielkie (37 km)

Droga tego dnia była z jednej strony dosłownie prosta: odcinki, jakby odrysowane linijką, a zarazem uciążliwa, bo wciąż w pełnym słońcu po topiącym się asfalcie. Dlatego tyle radości sprawiały nam postoje w przydrożnych zagajnikach. Ostatni nocleg podczas pielgrzymki spędziliśmy w remizie w Godzieszach Wielkich, którą śmiało można nazwać zabytkową.

Niemal każdemu doskwierały bóle mięśni i odciski. Nieoceniona okazała się posługa Jakuba, który każdego wieczora organizował szpital polowy (a raczej stół operacyjny), w którym opatrywał rany i przebijał bąble. Nie ma wątpliwości, że bez jego posługi wielu z nas nie doszło by do celu.

Dzień 5: Godziesze Wielkie – Kalisz (18 km)

O poranku dołączyły do nas niektóre rodziny z dziećmi i po wspólnym śniadaniu wyruszyliśmy w drogę. Grupa znacznie się rozrosła, dlatego nasi porządkowi musieli być o wiele uważniejsi. Ostatni większy postój przed wejściem do miasta miał miejsce w pobliżu malowniczo położonego zbiornika Szale. Tam dołączyły do nas pozostałe rodziny oraz przyjaciele. Wszyscy ubraliśmy odświętne ubrania i ruszyliśmy do Sanktuarium.

Niedziela była najgorętszym dniem podczas pielgrzymki, lecz – jak i codzień – cały trud pielgrzymowania ofiarowywaliśmy w konkretnych intencjach. Kiedy wreszcie stanęliśmy przed drzwiami sanktuariumm, w oczach wielu z nas pojawiły się łzy wzruszenia, a serca wypełniła ogromna wdzięczność Bogu, Matce Najświętszej i Świętemu Józefowi.

Galeria

Świadectwa

Paweł

Święci na poważnie traktują nasze prośby i deklaracje. Nie inaczej jest w moim przypadku. Święty Józef, którego w pewnym momencie mojego życia „odkryłem”, okazał się patronem wszechmocnym w wielu sprawach, a zarazem bardzo cierpliwym w stosunku do mnie. Co mnie w św. Józefie urzekło? Na pewno postawa wobec Pana Boga, wobec kobiety, wobec dziecka, czyli to wszystko, co składa się na bycie prawdziwym mężczyzną – oddanym w sprawach Bożych, a zarazem mocno stąpającym po ziemi.Józef nie jest bierny, co w dzisiejszych czasach jest jednym z głównych „grzechów” mężczyzn, ale działa – słucha, czego Bóg od niego oczekuje i to wypełnia. Nie czeka na dobre okoliczności, tylko robi.

Obierając go sobie niejako za patrona mojego narzeczeństwa (zaręczyny miały miejsce 19 marca w Uroczystość św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny), a potem małżeństwa, nie zdawałem sobie sprawy, że jego obecność tak bardzo odciśnie się na moim życiu. Poprzez kolejne lata naszego małżeństwa, poprzez radości życia codziennego, jak chociażby dar pierwszego dziecka (Zofii Teresy Józefy Maksymiliany) i kolejnych dzieci (Gabrysi Marii Faustyny, Pawła Józefa Jana i Marii Małgorzaty), czy też smutek i żal z powodu utraty dziecka (Józefa), święty Józef był obecny: niejako cień ojca – bliski, ale nieco z tyłu, jakby poddający próbie moje oddanie i ufność do Niego. I taki czas próby nadszedł…

1 maja 2013 roku udałem się z rodziną do Kalisza do Sanktuarium Świętego Józefa. Z jednej strony, by uczcić dzień Jego wspomnienia, z drugiej jechałem prosząc Go o wstawiennictwo przed Bogiem, by uprosił dla nas syna. Nie chcąc być gołosłownym człowiekiem, który ciągle prosi świętego Józefa o różne rzeczy, a nie daje z siebie nic w zamian, obiecałem, że w podziękowaniu za dar syna udam się, w ciągu roku od jego urodzenia, z pieszą pielgrzymką z miasta, gdzie mieszkałem (Milanówek), do Kalisza – jako wotum i wdzięczność za tak wielką moc wstawiennictwa tego świętego. Pan Bóg przyjął to przyrzeczenie i kilka miesięcy później pobłogosławił nam kolejnym dzieckiem. W listopadzie 2013 roku, podczas badania USG, lekarz stwierdził, że pod sercem mojej żony bije serce naszego syna! Święty Józef dotrzymał słowa! Zrozumiałem, że i ja będę musiał dotrzymać danego Mu słowa.

Początkowo pielgrzymka miała mieć charakter prywatny, ale św. Józef miał inne plany, których wówczas nie umiałem odczytać. Im bardziej chciałem wszystko robić sam, tym bardziej organizacja tego przedsięwzięcia mi nie wychodziła. Ani termin, który wielokrotnie przesuwałem, ani pomysł jak to „ugryźć” nie dawały nadziei, że się uda. Dopiero uznanie faktu, że pewne rzeczy należy robić razem a nie samemu, pozwoliło na realne podjęcie dzieła pielgrzymowania. Dzięki wsparciu i zaangażowaniu ks. Łukasza pomysł pielgrzymki nie upadł, tylko uległ pewnej modyfikacji – ku chwale Bożej. Po pierwsze: trasa pielgrzymki prowadzi od Maryi do Józefa, czyli z Częstochowy do Kalisza, a po drugie: nie jest to dzieło prywatne, ale wspólne – dla tych, którzy tego potrzebują i tego pragną, to znaczy dla mężczyzn, ojców, mężów, którzy w trudzie życia codziennego nie chcą się skupiać tylko na sobie, ale potrafią dostrzec drugiego człowieka, być z nim i go wspierać.

Bogu dzięki, świętemu Józefowi chwała, że możemy o tym pisać w czasie przeszłym, że się udało. Dziękuję ks. Łukaszowi i Braciom, którzy podjęli trud pielgrzymowania, wspólnego bycia, każdego wysiłku i ofiary, jakie włożyli w ten czas. Dziękuję mojej żonie Sylwii za wsparcie i wiarę, że wszystko się uda. Dziękuję tym, którzy nas przyjęli pod dach, za otwartość i zaufanie. Dziękuję również tym, którzy nas wspierali, czy to modlitewnie, czy też dobrym słowem i wiadomością. Bóg zapłać!

Pierwsza pielgrzymka odbyła się. Ufam, że będą kolejne, jeśli tylko Pan Bóg pozwoli i święty Józef wesprze. Szczęść Boże i do zobaczenia w przyszłym roku!

Paweł Michał Zalewski
Pomysłodawca Pielgrzymki

Michał

Dużo biegałem, przebiegłem półmaratony, maraton i inne dystanse. Dużo ćwiczyłem, wspinałem się, trenowałem karate, zapasy, ale nigdy wczesniej nie szedłem w pielgrzymce. I jak w tych wszystkich sportach sam zdobywałem kolejne cele i przechodziłem przez pewien trud i ból, tak w pielgrzymce dopiero zobaczyłem, że do celu nie idę sam, lecz z druga osobą, i dopiero wtedy ten trud i ból mają sens. Zrozumiałem, że sam mogę przebiec jeszcze 100 maratonów albo nawet przepłynąć kajakiem świat — tylko po co?… Dopiero w pielgrzymce nabrało to dla mnie znaczenia i wartości. Przede wszystkim: nie szedłem sam, musiałem się dostosować do innych, dzielić z nimi zmęczenie i inne niedogodności, ale też ich poznawałem. Najważniejszym dla mnie było to, że nie idę dla siebie samego, tylko cały trud ofiaruję Bogu, mając nadzieję, że w swym miłosierdziu wysłucha mojego błagania.

Marcin

Mój udział w pielgrzymce do kaliskiego sanktuarium rozpoczął się w połowie drogi, w parafii Dzietrzniki. Mimo krótszej od współpielgrzymów trasy, również i mnie przyszło się zmierzyć z własną fizyczną słabością i próbą zaradzenia jej by iść naprzód. Już w drodze, jeszcze daleko przed Kaliszem, odkryłem skarb mądrości Bożej dzięki konferencjom na podstawie pism św. Józefa Sebastiana Pelczara. Wiele treści z tego, dziś już niespotykanie jasnego, wykładu wiary i porady do prowadzenia życia duchowego na długo po pielgrzymce powracają do mnie z pytaniem: czy zmierzyłem się z nimi w codzienności życia? Wreszcie u celu pielgrzymowania Msza Święta Wszechczasów w Kaplicy Cudownego Obrazu z intencją uzdrowienia mojej rodziny, małżeństwa i mnie samego, z łaską posługi przy ołtarzu i w obecności rodziny, która u wrót miasta dołączyła do nas na ostatni etap pielgrzymowania.

Cezary

Pierwszy raz w życiu podjąłem trud pieszej pielgrzymki. I zobaczyłem, że całe życie jest taką pielgrzymką… Wspaniale było iść do Józefa, starałem się jak najwięcej wyprosić u Niego. Wiem, że bez braci nie podjąłbym się takiego trudu. Ogromnym pokrzepieniem było pasterskie słowo i obecność Ks. Abpa Andrzeja Dzięgi. I fakt, że szliśmy cały czas z Maryją i dla Niej… Starać się być Jej własnością, żeby Bogu się podobać. Bogu niech będą dzięki za ten piękny i duchowo owocny czas wspólnego pielgrzymowania.

Kazania

Kazania Przewodnika Pielgrzymki w Kaliszu

Nie sposób nabrać cnoty męstwa, jeżeli człowiek nie zmierzy się z cierpieniem, jeżeli nie zmierzy się z własnymi ograniczeniami. Męstwo staje się wtedy, gdy człowiek odnosi zwycięstwo nad samym sobą. I gdzie lepiej to poznać i zrozumieć, jak nie na pielgrzymce?… Myślę, że każdy z nas mógłby wymienić niezliczone momenty, w których musiał odnieść zwycięstwo nad własną słabością. Człowiek wstępuje na wyższy poziom życia, gdy odnosi zwycięstwo nad samym sobą. Błogosławię te chwile, których Bóg nam nie oszczędził. Wielokrotnie miałem poczucie dotykania granic swoich możliwości i ciągłego ich przekraczania. Myślę, że smutnym musi być ten, kto wobec tych trudności uciekałby lub się nimi przerażał. Jaka to radość zrozumieć i zobaczyć, że człowiek – dzięki łasce Bożej – jest w stanie przekraczać swoje ograniczenia. Jak bardzo nam to pokazało, że nie jesteśmy zakładnikami swojego ciała, swoich przyjemności i wygód (…)

Święty Biskupie Pelczarze! Nieustannie wzywałeś nas, abyśmy się umartwiali, abyśmy umieli zapanować nad sobą, odzyskali władzę nad sobą. Bo kim jest mężczyzna, który nie włada sobą? Kim jest mężczyzna, który nie jest w stanie ,,pójść do końca” za słowami, deklaracjami, przyrzeczeniami i obietnicami? (…)

Błogosławiona jest pielgrzymka, bo nie można z niej się cofnąć! Nie można wrócić, nie można zostać! Trzeba przełamać swój ból, strach… Oby ta szkoła pozostała w naszej pamięci na długo, oby nas ukształtowała! Nie do zachwytów nad samym sobą, nie do próżnej chwały i przechwałek, ale do ukształtowania człowieka – mężczyzny odważnego, mężnego, opiekuńczego, mężczyzny, który potrafi zapanować nad sobą, przejść nad swoim cierpieniem, żalem, przykrością, krzywdą, ale także nieumiejętnością i strachem. I nie dlatego, że jest taki mocny, ale dlatego, że tak mocno ufa, tak mocno wierzy. (…)

Święty Józefie, przyjmij nas do swojej szkoły! Przyjmij nas do swoich uczniów! Ukształtuj nas dla dobra tych, którzy nam są powierzeni! Ukształtuj tych mężczyzn dla dobra i żon, i dzieci, dla dobra ich wnuków i przyszłych pokoleń! Dla dobra ich braci i przyjaciół, dla dobra tych wszystkich, którzy od nich będą się uczyli i kształtowali… Święty Józefie, formuj nas, kształtuj, pomagaj, szczególnie w tych zadaniach, które na nas czekają!

Amen