Od dłuższego już czasu dojrzewa w mnie potrzeba stworzenia formacji dla mężczyzn, która by przygotowywała do odpowiedzialnego i mężnego podjęcia zadań w małżeństwie, rodzinie i społeczności. Współczesny Adam przeżywa nadal te same trudności, o których mówił Bóg w scenie wygnania z raju: w trudzie będziesz zdobywał pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia (Rdz 3,17). Chociaż nie jest to już oporna i bezpłodna ziemia, ale ciężka, niesprawiedliwa, pełna nacisków, układów i zależności praca, często nie przynosząca ani satysfakcji, ani środków na utrzymanie rodziny. Współczesny człowiek z jednej strony jest przyzwyczajony do komfortu, wygody, szukania oddechu w przyjemnościach zmysłowych, równocześnie w niewolniczy sposób służy systemowi uzależnienia od pracodawcy, pieniędzy oraz posiadanych rzeczy i kredytów. Obok samej osoby, przede wszystkim cierpi na tym rodzina jako taka, i społeczeństwo. Brak dzieci, lęk przed ich posiadaniem, zanik relacji wśród członków rodzin i w małżeństwach, brak domów – jako ciepłej, zamieszkałej przestrzeni, w której zawsze ktoś jest i czeka – to skutki takiej sytuacji. Nieobecność silnych, odważnych i przekonanych do swoich racji mężczyzn, owocuje zagubieniem niewiast, które wybierają często karierę, niezależność i samodzielność, a wobec dzieci, jeśli się pojawią, przejmują rolę męskiego, ojcowskiego autorytetu. Kobiety bardzo często są w tym zupełnie osamotnione przez płeć przeciwną.
W takiej nieszczęsnej sytuacji na drodze poszukiwań możliwych rozwiązań staje święty Józef. Mąż cichy i pokorny – nie „odzywa się” na kartach Ewangelii ani razu – mógłby ktoś po ludzku powiedzieć, że zostaje zmanipulowany przez Narzeczoną, pozbawiony „męskości” zostaje wciśnięty w białe małżeństwo, by realizować „nie swój” plan na życie. Można by powiedzieć, że to porażka wszystkich mężczyzn: brak przyjemności, brak samostanowienia, brak dobrobytu, brak życia seksualnego, podległość kobiecie, jej potrzebom i Bogu oraz ciągły trud, staranie się i brak spokoju. Właśnie ten Józef staje się symbolem męskiej siły: wierności, wytrwałości, roztropności, odwagi i siły. Ile to od Niego wymagało?! Czy jest lepszy formator niż św. Józef, który musiał pokonać w sobie wszelką słabość?
Święty Józef zaś prowadzi nas do swojego Sanktuarium, do Kalisza. Niedawno odkryłem tekst, napisany przez mojego dziadka, Jana Dobraczyńskiego, przed 69 laty: W kaplicy tutejszej kolegiaty jest Obraz (…). Choć przedstawia całą Świętą Rodzinę, jest jednak źródłem specjalnego kultu dla św. Józefa. (…) Świętość Józefa tkwi korzeniami w strukturze życia rodzinnego. (…) To on ją strzeże – on, który chciał przecież uciec, poznawszy stan swej Małżonki. (…) Jeden sen wyjaśnia mu wszystko. (…) Wie, czym mu grozi odtąd życie: widmem ofiary, poświęcenia i samotności. (…) Nie lęka się nieznanych dróg. Nie lęka się troski o powierzonego mu Boga. (…) Józef jest tylko troską i staraniem, tylko niepokojem i pracą, tylko wiernością i poświęceniem… Rozważanie to znalazłem zupełnie przez przypadek, ale wpisało się w plany pielgrzymki do Kalisza, do św. Józefa.
Piesza pielgrzymka nie tylko jest symbolem życia człowieka, jego drogi do Niebieskiej Ojczyzny, ale jest najlepszym sposobem formacji do przekraczania samego siebie i to pod każdym względem. Trud fizyczny, spartańskie warunki, drugi człowiek i miłość bliźniego oraz ciągła modlitwa – to narzędzia pracy nad sobą. Nie można zawrócić, nie można zostać w drodze, nie można też nikogo zostawić. Trzeba pomóc, trzeba poczuć się odpowiedzialnym, trzeba służyć.
Trasa zaś sama się ułożyła: od Maryi do św. Józefa, od odpustu częstochowskiego do Sanktuarium kaliskiego, formowanie się mężczyzn na wzór św. Józefa w szkole Maryi. Przecież obok miłości do Boga, to właśnie miłość do Niej ułożyła życie Józefa i Go ukształtowała.
Rozważnie mego dziadka kończy się takimi słowami: Idźmy do Józefa. Jest On głową Rodziny, więc wysłuchać musi tych, co widzą rozkład rodzinnego życia i klęskę, którą ten rozkład niesie. (…) Jest On tym, którego litania nazywa mężem najroztropniejszym, a więc tym, który wie, czego zbłąkanej ludzkości potrzeba.
ks. Łukasz M. Kadziński
Komendant Pielgrzymki